Kiedy Kasia obudziła się następnego
dnia, budzik wskazywał godzinę 11.15. Z przerażeniem uświadomiła
sobie, że powinna być już w pracy. Zerwała się z łóżka i
pobiegła do łazienki. Wzięła najszybszy prysznic w swoim życiu i
ze szczoteczką do zębów w ustach próbowała wciągnąć na siebie
jeansy. Sekundę później biegała po całym domu, zgarniając do
torby potrzebne rzeczy i rozpaczliwie poszukiwała kluczy od
mieszkania. Znalazła je w końcu na półce, którą swoją drogą,
sprawdzała wcześniej co najmniej trzy razy. Założyła płaszcz,
wciągnęła na nogi kozaki i wypadła z mieszkania. Nie miała
pojęcia w jaki sposób, ale zegarek na ścianie gabinetu wskazywał
11:30, kiedy zdyszana tam wpadła. Ukochany budzik po raz kolejny
spłatał jej figla. Może o jeden raz za dużo zrzuciła go na
podłogę? Nie zastanawiała się nad tym dłużej, tylko podążyła
na halę, sprawdzić czy któryś z chłopaków już przyszedł. Na
dzisiaj przypadał dzień odnowy biologicznej, w którym to Kasia nie
mogła narzekać na brak zajęć. Siatkarze mieli dostać całą
serię masaży i tym podobnych rzeczy. To była jej praca, którą
tak naprawdę uwielbiała.
Opuściła gabinet ponad dwie godziny później. Była niesamowicie zmęczona. Poprzedniego dnia
nie mogła spać, rozmyślając o tym co powiedziała jej Lena i
usnęła grubo po pierwszej w nocy, a teraz niewyspanie dawało jej
się we znaki. Miała dziwne wrażenie, że pierwszym co zrobi po
powrocie do domu, będzie krótka drzemka. Ale najpierw musiała
zaspokoić potrzeby swojego brzucha, który stanowczo domagał się
obiadu, który tak naprawdę miał być śniadaniem.
Popchnęła ciężkie skrzydło, drzwi
hali Energia i oślepił ją błysk słońca. Kasia rozluźniła
szalik i mrużąc oczy spojrzała w niebo. Nie zasłaniała go ani
jedna chmurka, i powietrze stawało się coraz cieplejsze. Dziewczyna
uśmiechnęła się do siebie, czując, że zapowiada się piękny
dzień.
Nie spieszyła się do domu,
korzystając z uroków pięknej pogody. Kilkanaście metrów dalej,
na chodniku, stało ciemne auto, o które opierała się wysoka
postać. Kasi nie zdziwił ten fakt, ponieważ siatkarze mieli
słabość do pięknych samochodów, a z tej odległości nie mogła
rozpoznać ani osoby, ani auta. Jednak stopniowo kiedy się zbliżała,
jej serce zaczynało bić coraz mocniej. Miała wrażenie, że mózg
płata jej figla, bo niemożliwością było, że to co widzi jest
prawdą.
O boczne drzwiczki czarnego Audi
opierał się, nie kto inny, jak Andrzej Wrona we własnej osobie.
Stał nieruchomo, z założonymi rękami i wzrokiem utkwionym przed
siebie. Kiedy dostrzegł dziewczynę i ich spojrzenia się spotkały,
jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Ruda za to była tak
zaskoczona całą sytuacją, że nie była w stanie odwzajemnić
gestu.
- Cześć Kasiu. – przywitał się
chłopak, kiedy odległość między nimi wystarczająco się
zmniejszyła.
- Cześć wariacie. – odparła, w
końcu się uśmiechając. – Skąd ty się tu wziąłeś?
- Zgodnie z zapowiedzią, przyjechałem
na masaż.
- Przykro mi, ale mam napięty grafik.
Musisz przyjechać innym razem. – droczyła się z nim dziewczyna.
- Szczerze, to bardziej zależało mi
na tym, żeby cię zobaczyć, więc cel podróży mam już zaliczony.
Ale nie ukrywam, że byłoby miło, gdybyś znalazła dla mnie choć
chwilkę.
- No ale co ja mogę, panie Wrona? Nie
masz wyjścia. Zmarnowałeś te kilka godzin jazdy tylko po to, żeby…
- przerwała w pół zdania - żeby teraz zmarnować jeszcze kilka
spędzając je tutaj ze mną.
W odpowiedzi zobaczyła tylko szeroki
uśmiech Andrzeja, który sprawiał, że jej usta również wyginały
się w uśmiechu. Kiedy rano zawiódł ją budzik i ledwo zdążyła
do pracy, nic nie wskazywało na to, że ten dzień będzie udany.
Ale nagle pogoda się poprawiła i znikąd pojawił się Wrona, który
samą swoją obecnością sprawił, że Kasia poczuła, że nic nie
będzie w stanie zepsuć jej humoru. Nie do końca wierzyła w to, że
siatkarz zmarnował swój wolny dzień, na to by przejechać te 260
kilometrów dla niej. Skłamałaby mówiąc, że jej to nie
schlebiało.
- To co, może pójdziemy na spacer? –
zaproponowała ruda – Przywiozłeś ze sobą ładną pogodę, więc
trzeba skorzystać, bo wyjedziesz i co?
- Na razie nigdzie się nie wybieram,
więc chodźmy. – uśmiechnął się.
Ruszyli więc spacerowym krokiem przed
siebie jedną z Bełchatowskich ulic. Słońce grzało coraz mocniej,
dostarczając wszystkim powodów do radości. W jego blasku wszystko
wyglądało jakoś milej, nabierało jaskrawszych kolorów i było
wspaniałym kontrastem dla zimowej pogody z dnia poprzedniego. Kasia,
która od dłuższego czasu z utęsknieniem wypatrywała wiosny,
teraz rozglądała się dookoła jak zaczarowana, pochłaniając
każdy szczegół niczym dziecko. Andrzej przyglądał się jej z
uśmiechem, nie chcąc na razie przerywać jej chwili.
- Ty chyba nie przepadasz za zimą,
prawda? – zapytał w końcu.
- Nie, dlaczego? Lubię zimę i ten
klimat, który w sobie ma. I uwielbiam śnieg – wyjaśniła
dziewczyna, nieco zaskoczona pytaniem. - Poza tym urodziłam się
zimą.
- Wiesz, po prostu dawno nie widziałem
osoby, która by się tak ucieszyła ze słońca.
- A, o to ci chodzi. Dla mnie zima
skończyła się jakieś dwa miesiące temu. A po niej przyszedł
okres, którego tak cholerne nie znoszę. Okropna plucha, śnieg się
roztapia, deszcz pada, mokro zimno, szaro, a o słońcu można
pomarzyć. Zdążyłam się już za nim stęsknić. – uśmiechnęła
się.
I słońce nie było jedyną rzeczą,
za którą tęskniłam… - dopowiedziała sobie w myślach, a jej
spojrzenie samo uciekało w stronę Andrzeja.
- Dobra, a więc przełamującą lody
pogawędkę o pogodzie mamy już za sobą. Możemy przejść do
następnego tematu – zaśmiał się chłopak, a Kasia szybko do
niego dołączyła.
- Pewnie i tak skończymy na rozmowie o
siatkówce. Jesteśmy już tak zboczeni zawodowo, że inaczej się
nie da. – odparła ruda.
- Dlatego tylko ludzie, którzy siedzą
w tym tak samo jak my, nie mają nas dość. Jesteśmy na siebie
skazani.
- Jesteśmy beznadziejni. –
skwitowała dziewczyna.
Na jednej z bełchatowskich ulic po raz
kolejny rozległ się gromki śmiech. Kasia i Andrzej spacerowali
wolno, napawając się piękną pogodą i, co ważniejsze, swoją
obecnością. Mijali różne knajpy, cukiernie i bary. W końcu
Kasia, zwiedziona słodkim zapachem, przypomniała sobie, że od rana
nic nie jadła. Poprosiła, żeby weszli do niewielkiej cukierenki,
wciśniętej między sklep obuwniczy a spożywczak. Przywitała ich
starsza kobieta, obdarzając przy tym przyjaznym uśmiechem. Kilka
chwil później opuścili sklepik z wielką torbą świeżo
upieczonych, malutkich pączuszków w lukrowej polewie. Ruszyli
dalej, nie bardzo zwracając uwagę na mijane budynki. Szli przed
siebie, co jakiś czas skręcając bezwiednie w którąś z ulic.
Andrzej zdał się na Kasię, a ona znała miasto jak własną
kieszeń.
- Jak ci minął dzień? – zapytał
siatkarz, ponownie podejmując rozmowę.
- Nie zapowiadał się zbyt ciekawie,
ale jak widać pozory mylą. – ruda puściła mu oczko. –
Zaspałam dzisiaj do pracy, mój budzik zastrajkował i kiedy się
obudziłam było już po 11. Nie wiem jakim cudem udało mi się
wpaść na halę pół godziny później. Dzisiaj chłopaki mieli
odnowę biologiczną, więc troszkę pracy miałam. Przesiedziałam
tam ponad dwie godziny, a potem ty się pojawiłeś i dalej chyba
wiesz. – zakończyła.
- Zaczynam bardzo poważnie zastanawiać
się nad zmianą klubu. – Wrona posłał dziewczynie swój firmowy
uśmieszek.
- A to niby czemu? W Deleccie nie
pozwalają ci rozwinąć skrzydeł, Wronka? – naśmiewała się z
niego dziewczyna, za co dostała kuksańca w bok.
- Nie, z rozwijaniem skrzydeł nie mam
żadnych problemów. Nie dziwię się, że Skra rozwala wszystkich
dookoła, skoro mają taką piękną fizjoterapeutkę. Ty myślisz,
że inne kluby by nie chciały takiej motywacji? To powinno być
zabronione, jako forma dopingu czy coś. Też bym inaczej grał po
takiej odnowie biologicznej. – znacząco poruszył brwiami.
Kasia wybuchnęła śmiechem. Ostatnie
zdanie zabrzmiało w jej mniemaniu dość dwuznacznie, a utwierdzał
ją w tym przekonaniu wyraz twarzy chłopaka. Niemniej jednak
potraktowała to w jedyny słuszny sposób, czyli jako nic
nieznaczący żart. Opanowując wybuch wesołości, dodała:
- Ej, ale przecież tak nie można. My
jesteśmy żółto – czarni, jak pszczoły. A Wrony jedzą
pszczoły, nie? Nie możemy przyjmować wrogów w swoje szeregi.
Odpowiedziała jej kolejna salwa
śmiechu. Chwilę później zamilkli, starając się do końca
opanować.
- O, pszczoła! – zawołała Kasia,
czym całkowicie te starania zniszczyła.
Na pytanie Andrzeja „gdzie?”
skinęła głową w stronę sklepu, przed nimi. Sądząc po wystawie
i dużym napisie, który zawierał nazwę „Tuptuś”, można było
wywnioskować, że w tym miejscu można znaleźć szeroko pojęte
artykuły dziecięce. Wspomniana przez Kasię pszczoła była jedną
z maskotek, zdobiących sklepową witrynę. Mimowolnie podeszli
bliżej. Dziewczyna pochłaniała wzrokiem widoczne przedmioty.
- Zawsze zastanawiałam się dlaczego
to misie najczęściej są przytulankami.
- Właśnie. Jest wiele innych,
ładniejszych i dużo bardziej uroczych stworzonek. Takie wrony na
przykład. – siatkarz starał się zachować powagę. Kasia tylko
spojrzała na niego z pobłażaniem i parsknęła śmiechem.
- O, a to jest najbardziej oklepany
prezent na walentynki. – zaśmiała się, wskazując stojącego
sobie w rogu białego misia, trzymającego w łapkach serduszko.
- Co ty masz do misiów? – zapytał
podejrzliwie Wrona.
- Nic nie mam do misiów! –
zaprzeczyła szybko – Po prostu są takie mało oryginalne. Swego
czasu miałam takich pełno. Dlaczego nie robi się na przykład
pluszowych… czegokolwiek innego?
- Strasznie uogólniasz. Jest cała
masa innych maskotek i jak się uprzesz to znajdziesz nawet
pluszowego dzika. O, a tutaj jest wiewiórka.
Kasia spojrzała we wskazaną przez
siatkarza stronę. Rzeczywiście, na jednej z witrynowych półek
siedziała pluszowa wiewiórka. Była średniej wielkości, z
intensywnie rudym futerkiem, które sprawiało wrażenie bardzo
miękkiego. Miała sterczące uszy, puszystą kitę i zielone oczy. W
wyciągniętych przed siebie łapkach trzymała żołędzia, na
którym wyszyte było serduszko.
- O, i z takiego prezentu na walentynki
bym się bardzo ucieszyła. – zaśmiała się. – Chyba jednak mam
w sobie dużo z dziecka.
- No i dobrze. Trzeba słuchać serca,
a nie rozumu. – uśmiechnął się Andrzej, posyłając dziewczynie
długie spojrzenie, po czym delikatnie ją objął i ruszyli przed
siebie.
________________________________
Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. Tym razem o bardzo nietypowej porze, ale okazało się, że mam trzy godziny wolnego, co postanowiłam pożytecznie wykorzystać ;) W kolejnej odsłonie, dość długiej, nawet jeśli zdecyduję się podzielić ją na dwie części, dowiecie się co nieco o przeszłości Kasi. Kilkakrotnie przewijały się już wspomnienia jej kariery i wypadku, który uniemożliwił jej dalszą grę. Na ile jednak było to poważne? Dlaczego nie wróciła? To wszystko już w przyszłym tygodniu. Lub w środę, jeśli się wyrobię ;)
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz zachęcam do czynnego współtworzenia tego bloga poprzez komentarze czy inne formy porozumiewania się :)
Przede wszystkim chcę Ci ogromnie podziękować za megadługaśny komentarz, który zostawiałaś u mnie pod poprzednim rozdziałem! Aż się sama do siebie uśmiechałam, gdy to czytałam, bo wiem, że czytelnik poświęcił swój czas, aby coś tam naskrobać, więc czuję się podwójnie zmotywowana, by nie zawodzić oczekiwań i pisać to moje opowiadanie. Pozwolę sobie także na niego tutaj pokrótce odpowiedzieć, zanim przejdę do Twojej najnowszej notki.
OdpowiedzUsuńZ najnowszej notki u mnie dowiesz się, że nie potraktowałam rozstania Marcina i Celestyny lekko i, że będzie to miało wpływ na zachowanie Możdżonka. I masz rację, to straszne kiedy kto, z kim dzielisz tyle lat i dodatkowo ta osoba wie, z czym wiąże się twoja praca, tak z dnia na dzień stwierdza, że to koniec. Sama do końca nie wiem, jak wszystko się zakończy, ale w głębi duszy nie chcę nikogo zostawiać ze złamanym sercem.
Co do Nat i Kubiego, to sama mam mieszane uczucia - do pewnego momentu myślałam, że mam wyklarowany dla tej pary cały scenariusz, ale życie bywa przewrotne i trochę się pozmieniało. Zobaczymy na co wena pozwoli :)
Jest mi ogromnie przyjemnie, że czytasz każdy mój rozdział i każde słowa się liczą, nawet jakbyś miała coś skrytykować.
A teraz zabieram się za Twoją nową część.
Gdy czytałam o spóźnionej Kasi, znów powróciła do mnie myśl, że jak to się dzieje, że ludzie są w stanie zaspać! Bo powiem szczerze, że u mnie, choćbym chciała, to tak się nie zdarza - zazwyczaj budzę się przed budzikiem, a jak mam coś ważnego, np. egzamin lub ważną wizytę, to się tak stresuję tym, żeby nie zaspać, że nawet mi się śni, że zaspałam, co mnie natychmiast wybudza i tak w kółko! Ale wyrobić się w 15 minut? Szacunek! Ja 15 minut to rano w łazience spędzam co najmniej na samym ubieraniu się :)
No i tadam! Andrzej nie wytrzymał i przyjechał! Wiedziałam, że zmięknie jako pierwszy :) W końcu nie wypada, żeby dziewczyna za facetem się uganiała, prawda?
I w pełni rozumiem Kasię. Zima w mieście, a raczej jej końcówka jest okropna - albo wtedy, gdy nie ma śniegu,a jest taka plucha.
I coś czuję, że Kasia dostanie mega oryginalny prezent na Walentynki. I przytakuję, są pluszaki w kształcie dzików! Moja kumpela, wielka fanka Kubiaka, dostała takiego ode mnie w prezencie :)
Rozdział znów miły i przyjemny, aż czuje się te promienie słońca, które w ostatnim czasie do Bełchatowa nie docierają niestety :( Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, zwłaszcza, że obiecujesz tutaj co nieco na temat przeszłości Kasi.
No i zapraszam do siebie na rozdział 9
Buźka!
E.Lizz
We will be the champions
Chciałabym zaprosić serdecznie na 10 rozdział. Z najnowszego odcinka dowiesz się m.in. nieco więcej o dalszych losach chomika Wiktora, a także przeszłości Ani; dla kogo Karol Kłos upiekł czekoladowe babeczki jaką moc ma truskawkowa nalewka; co dla Kubiaka wybrała Nat i jaki sposób na dziewczynę znalazł sobie siatkarz; i jak zakończy się wyprawa Niny do niezbyt dla niej przyjaznej Warszawy.
UsuńTo i jeszcze więcej w najnowszym, pachnącym świeżością (i farbą do malowania) rozdziale na We will be the champions
Buźka!
E.Lizz
Bardzo Ci dziękuję za odwiedziny u mnie, za ten bardzo miły, długi i wspaniały komentarz i tak wiele pozytywnych słów. To bardzo miłe i pomocne.:)
OdpowiedzUsuńJejku super opowiadanie. Wronka dał jej swój nr? To było mega..dziwne? ALe znaczy, ze mu się spodobała i mi się to podoba. Fajnie, że do niego zadzwoniła, ze się spotkali.. i spacer był bardzo miły. O akcji z różą nie wspomnę. Urocza!:)
Ogólnie opowiadanie jest strasznie pozytywne i mam nadzieję, że szybko się nie skończy. Wrona przyjechał, to bardzo miłe i niech znajdzie choć chwilę na ten masaż. Jak szaleć to szaleć, prawda? Oni ogólnie sa tacy.. niby naturalni a czasem mam wrażenie, ze oficjalnie robią do siebie podchody chociaż długo się nie znają. Albo to miłość albo mania prześladowcza:) Rozmowa, spacer.. w tym odcinku było to takie bardzo fajne, naturalne. Zwłaszcza ta mowa o pluszakach. Wiewiórka z sercem? Coś czuję, że Kasia ją dostanie od Andrzeja. Wronka taki romantyk.
Szkoda mi Winiarskiego, widać, ze problemy go męczą i przykro mi z tego powodu. Może Marta coś zdziała? Kto to wie? :)
Słuchaj, masz mnie informować( najlepiej w zakładce SPAM) bo jak nie to dostaniesz miłego kopa w cztery litery. Rozumiemy się? Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję równie uroczy co całe opowiadanie. Ciekawa jestem strasznie jak to się dalej rozwinie.
Pozdrawiam:*
P.S. O co chodzi z jej kontuzją?