piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 8

Kiedy Kasia obudziła się następnego dnia, budzik wskazywał godzinę 11.15. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że powinna być już w pracy. Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Wzięła najszybszy prysznic w swoim życiu i ze szczoteczką do zębów w ustach próbowała wciągnąć na siebie jeansy. Sekundę później biegała po całym domu, zgarniając do torby potrzebne rzeczy i rozpaczliwie poszukiwała kluczy od mieszkania. Znalazła je w końcu na półce, którą swoją drogą, sprawdzała wcześniej co najmniej trzy razy. Założyła płaszcz, wciągnęła na nogi kozaki i wypadła z mieszkania. Nie miała pojęcia w jaki sposób, ale zegarek na ścianie gabinetu wskazywał 11:30, kiedy zdyszana tam wpadła. Ukochany budzik po raz kolejny spłatał jej figla. Może o jeden raz za dużo zrzuciła go na podłogę? Nie zastanawiała się nad tym dłużej, tylko podążyła na halę, sprawdzić czy któryś z chłopaków już przyszedł. Na dzisiaj przypadał dzień odnowy biologicznej, w którym to Kasia nie mogła narzekać na brak zajęć. Siatkarze mieli dostać całą serię masaży i tym podobnych rzeczy. To była jej praca, którą tak naprawdę uwielbiała.

Opuściła gabinet ponad dwie godziny później. Była niesamowicie zmęczona. Poprzedniego dnia nie mogła spać, rozmyślając o tym co powiedziała jej Lena i usnęła grubo po pierwszej w nocy, a teraz niewyspanie dawało jej się we znaki. Miała dziwne wrażenie, że pierwszym co zrobi po powrocie do domu, będzie krótka drzemka. Ale najpierw musiała zaspokoić potrzeby swojego brzucha, który stanowczo domagał się obiadu, który tak naprawdę miał być śniadaniem.
Popchnęła ciężkie skrzydło, drzwi hali Energia i oślepił ją błysk słońca. Kasia rozluźniła szalik i mrużąc oczy spojrzała w niebo. Nie zasłaniała go ani jedna chmurka, i powietrze stawało się coraz cieplejsze. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie, czując, że zapowiada się piękny dzień.
Nie spieszyła się do domu, korzystając z uroków pięknej pogody. Kilkanaście metrów dalej, na chodniku, stało ciemne auto, o które opierała się wysoka postać. Kasi nie zdziwił ten fakt, ponieważ siatkarze mieli słabość do pięknych samochodów, a z tej odległości nie mogła rozpoznać ani osoby, ani auta. Jednak stopniowo kiedy się zbliżała, jej serce zaczynało bić coraz mocniej. Miała wrażenie, że mózg płata jej figla, bo niemożliwością było, że to co widzi jest prawdą.
O boczne drzwiczki czarnego Audi opierał się, nie kto inny, jak Andrzej Wrona we własnej osobie. Stał nieruchomo, z założonymi rękami i wzrokiem utkwionym przed siebie. Kiedy dostrzegł dziewczynę i ich spojrzenia się spotkały, jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Ruda za to była tak zaskoczona całą sytuacją, że nie była w stanie odwzajemnić gestu.
- Cześć Kasiu. – przywitał się chłopak, kiedy odległość między nimi wystarczająco się zmniejszyła.
- Cześć wariacie. – odparła, w końcu się uśmiechając. – Skąd ty się tu wziąłeś?
- Zgodnie z zapowiedzią, przyjechałem na masaż.
- Przykro mi, ale mam napięty grafik. Musisz przyjechać innym razem. – droczyła się z nim dziewczyna.
- Szczerze, to bardziej zależało mi na tym, żeby cię zobaczyć, więc cel podróży mam już zaliczony. Ale nie ukrywam, że byłoby miło, gdybyś znalazła dla mnie choć chwilkę.
- No ale co ja mogę, panie Wrona? Nie masz wyjścia. Zmarnowałeś te kilka godzin jazdy tylko po to, żeby… - przerwała w pół zdania - żeby teraz zmarnować jeszcze kilka spędzając je tutaj ze mną.
W odpowiedzi zobaczyła tylko szeroki uśmiech Andrzeja, który sprawiał, że jej usta również wyginały się w uśmiechu. Kiedy rano zawiódł ją budzik i ledwo zdążyła do pracy, nic nie wskazywało na to, że ten dzień będzie udany. Ale nagle pogoda się poprawiła i znikąd pojawił się Wrona, który samą swoją obecnością sprawił, że Kasia poczuła, że nic nie będzie w stanie zepsuć jej humoru. Nie do końca wierzyła w to, że siatkarz zmarnował swój wolny dzień, na to by przejechać te 260 kilometrów dla niej. Skłamałaby mówiąc, że jej to nie schlebiało.
- To co, może pójdziemy na spacer? – zaproponowała ruda – Przywiozłeś ze sobą ładną pogodę, więc trzeba skorzystać, bo wyjedziesz i co?
- Na razie nigdzie się nie wybieram, więc chodźmy. – uśmiechnął się.
Ruszyli więc spacerowym krokiem przed siebie jedną z Bełchatowskich ulic. Słońce grzało coraz mocniej, dostarczając wszystkim powodów do radości. W jego blasku wszystko wyglądało jakoś milej, nabierało jaskrawszych kolorów i było wspaniałym kontrastem dla zimowej pogody z dnia poprzedniego. Kasia, która od dłuższego czasu z utęsknieniem wypatrywała wiosny, teraz rozglądała się dookoła jak zaczarowana, pochłaniając każdy szczegół niczym dziecko. Andrzej przyglądał się jej z uśmiechem, nie chcąc na razie przerywać jej chwili.
- Ty chyba nie przepadasz za zimą, prawda? – zapytał w końcu.
- Nie, dlaczego? Lubię zimę i ten klimat, który w sobie ma. I uwielbiam śnieg – wyjaśniła dziewczyna, nieco zaskoczona pytaniem. - Poza tym urodziłam się zimą.
- Wiesz, po prostu dawno nie widziałem osoby, która by się tak ucieszyła ze słońca.
- A, o to ci chodzi. Dla mnie zima skończyła się jakieś dwa miesiące temu. A po niej przyszedł okres, którego tak cholerne nie znoszę. Okropna plucha, śnieg się roztapia, deszcz pada, mokro zimno, szaro, a o słońcu można pomarzyć. Zdążyłam się już za nim stęsknić. – uśmiechnęła się.
I słońce nie było jedyną rzeczą, za którą tęskniłam… - dopowiedziała sobie w myślach, a jej spojrzenie samo uciekało w stronę Andrzeja.
- Dobra, a więc przełamującą lody pogawędkę o pogodzie mamy już za sobą. Możemy przejść do następnego tematu – zaśmiał się chłopak, a Kasia szybko do niego dołączyła.
- Pewnie i tak skończymy na rozmowie o siatkówce. Jesteśmy już tak zboczeni zawodowo, że inaczej się nie da. – odparła ruda.
- Dlatego tylko ludzie, którzy siedzą w tym tak samo jak my, nie mają nas dość. Jesteśmy na siebie skazani.
- Jesteśmy beznadziejni. – skwitowała dziewczyna.
Na jednej z bełchatowskich ulic po raz kolejny rozległ się gromki śmiech. Kasia i Andrzej spacerowali wolno, napawając się piękną pogodą i, co ważniejsze, swoją obecnością. Mijali różne knajpy, cukiernie i bary. W końcu Kasia, zwiedziona słodkim zapachem, przypomniała sobie, że od rana nic nie jadła. Poprosiła, żeby weszli do niewielkiej cukierenki, wciśniętej między sklep obuwniczy a spożywczak. Przywitała ich starsza kobieta, obdarzając przy tym przyjaznym uśmiechem. Kilka chwil później opuścili sklepik z wielką torbą świeżo upieczonych, malutkich pączuszków w lukrowej polewie. Ruszyli dalej, nie bardzo zwracając uwagę na mijane budynki. Szli przed siebie, co jakiś czas skręcając bezwiednie w którąś z ulic. Andrzej zdał się na Kasię, a ona znała miasto jak własną kieszeń.

- Jak ci minął dzień? – zapytał siatkarz, ponownie podejmując rozmowę.
- Nie zapowiadał się zbyt ciekawie, ale jak widać pozory mylą. – ruda puściła mu oczko. – Zaspałam dzisiaj do pracy, mój budzik zastrajkował i kiedy się obudziłam było już po 11. Nie wiem jakim cudem udało mi się wpaść na halę pół godziny później. Dzisiaj chłopaki mieli odnowę biologiczną, więc troszkę pracy miałam. Przesiedziałam tam ponad dwie godziny, a potem ty się pojawiłeś i dalej chyba wiesz. – zakończyła.
- Zaczynam bardzo poważnie zastanawiać się nad zmianą klubu. – Wrona posłał dziewczynie swój firmowy uśmieszek.
- A to niby czemu? W Deleccie nie pozwalają ci rozwinąć skrzydeł, Wronka? – naśmiewała się z niego dziewczyna, za co dostała kuksańca w bok.
- Nie, z rozwijaniem skrzydeł nie mam żadnych problemów. Nie dziwię się, że Skra rozwala wszystkich dookoła, skoro mają taką piękną fizjoterapeutkę. Ty myślisz, że inne kluby by nie chciały takiej motywacji? To powinno być zabronione, jako forma dopingu czy coś. Też bym inaczej grał po takiej odnowie biologicznej. – znacząco poruszył brwiami.
Kasia wybuchnęła śmiechem. Ostatnie zdanie zabrzmiało w jej mniemaniu dość dwuznacznie, a utwierdzał ją w tym przekonaniu wyraz twarzy chłopaka. Niemniej jednak potraktowała to w jedyny słuszny sposób, czyli jako nic nieznaczący żart. Opanowując wybuch wesołości, dodała:
- Ej, ale przecież tak nie można. My jesteśmy żółto – czarni, jak pszczoły. A Wrony jedzą pszczoły, nie? Nie możemy przyjmować wrogów w swoje szeregi.
Odpowiedziała jej kolejna salwa śmiechu. Chwilę później zamilkli, starając się do końca opanować.
- O, pszczoła! – zawołała Kasia, czym całkowicie te starania zniszczyła.
Na pytanie Andrzeja „gdzie?” skinęła głową w stronę sklepu, przed nimi. Sądząc po wystawie i dużym napisie, który zawierał nazwę „Tuptuś”, można było wywnioskować, że w tym miejscu można znaleźć szeroko pojęte artykuły dziecięce. Wspomniana przez Kasię pszczoła była jedną z maskotek, zdobiących sklepową witrynę. Mimowolnie podeszli bliżej. Dziewczyna pochłaniała wzrokiem widoczne przedmioty.
- Zawsze zastanawiałam się dlaczego to misie najczęściej są przytulankami.
- Właśnie. Jest wiele innych, ładniejszych i dużo bardziej uroczych stworzonek. Takie wrony na przykład. – siatkarz starał się zachować powagę. Kasia tylko spojrzała na niego z pobłażaniem i parsknęła śmiechem.
- O, a to jest najbardziej oklepany prezent na walentynki. – zaśmiała się, wskazując stojącego sobie w rogu białego misia, trzymającego w łapkach serduszko.
- Co ty masz do misiów? – zapytał podejrzliwie Wrona.
- Nic nie mam do misiów! – zaprzeczyła szybko – Po prostu są takie mało oryginalne. Swego czasu miałam takich pełno. Dlaczego nie robi się na przykład pluszowych… czegokolwiek innego?
- Strasznie uogólniasz. Jest cała masa innych maskotek i jak się uprzesz to znajdziesz nawet pluszowego dzika. O, a tutaj jest wiewiórka.
Kasia spojrzała we wskazaną przez siatkarza stronę. Rzeczywiście, na jednej z witrynowych półek siedziała pluszowa wiewiórka. Była średniej wielkości, z intensywnie rudym futerkiem, które sprawiało wrażenie bardzo miękkiego. Miała sterczące uszy, puszystą kitę i zielone oczy. W wyciągniętych przed siebie łapkach trzymała żołędzia, na którym wyszyte było serduszko.
- O, i z takiego prezentu na walentynki bym się bardzo ucieszyła. – zaśmiała się. – Chyba jednak mam w sobie dużo z dziecka.
- No i dobrze. Trzeba słuchać serca, a nie rozumu. – uśmiechnął się Andrzej, posyłając dziewczynie długie spojrzenie, po czym delikatnie ją objął i ruszyli przed siebie.

________________________________
Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. Tym razem o bardzo nietypowej porze, ale okazało się, że mam trzy godziny wolnego, co postanowiłam pożytecznie wykorzystać ;) W kolejnej odsłonie, dość długiej, nawet jeśli zdecyduję się podzielić ją na dwie części, dowiecie się co nieco o przeszłości Kasi. Kilkakrotnie przewijały się już wspomnienia jej kariery i wypadku, który uniemożliwił jej dalszą grę. Na ile jednak było to poważne? Dlaczego nie wróciła? To wszystko już w przyszłym tygodniu. Lub w środę, jeśli się wyrobię ;)
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz zachęcam do czynnego współtworzenia tego bloga poprzez komentarze czy inne formy porozumiewania się :)

3 komentarze:

  1. Przede wszystkim chcę Ci ogromnie podziękować za megadługaśny komentarz, który zostawiałaś u mnie pod poprzednim rozdziałem! Aż się sama do siebie uśmiechałam, gdy to czytałam, bo wiem, że czytelnik poświęcił swój czas, aby coś tam naskrobać, więc czuję się podwójnie zmotywowana, by nie zawodzić oczekiwań i pisać to moje opowiadanie. Pozwolę sobie także na niego tutaj pokrótce odpowiedzieć, zanim przejdę do Twojej najnowszej notki.
    Z najnowszej notki u mnie dowiesz się, że nie potraktowałam rozstania Marcina i Celestyny lekko i, że będzie to miało wpływ na zachowanie Możdżonka. I masz rację, to straszne kiedy kto, z kim dzielisz tyle lat i dodatkowo ta osoba wie, z czym wiąże się twoja praca, tak z dnia na dzień stwierdza, że to koniec. Sama do końca nie wiem, jak wszystko się zakończy, ale w głębi duszy nie chcę nikogo zostawiać ze złamanym sercem.
    Co do Nat i Kubiego, to sama mam mieszane uczucia - do pewnego momentu myślałam, że mam wyklarowany dla tej pary cały scenariusz, ale życie bywa przewrotne i trochę się pozmieniało. Zobaczymy na co wena pozwoli :)
    Jest mi ogromnie przyjemnie, że czytasz każdy mój rozdział i każde słowa się liczą, nawet jakbyś miała coś skrytykować.
    A teraz zabieram się za Twoją nową część.
    Gdy czytałam o spóźnionej Kasi, znów powróciła do mnie myśl, że jak to się dzieje, że ludzie są w stanie zaspać! Bo powiem szczerze, że u mnie, choćbym chciała, to tak się nie zdarza - zazwyczaj budzę się przed budzikiem, a jak mam coś ważnego, np. egzamin lub ważną wizytę, to się tak stresuję tym, żeby nie zaspać, że nawet mi się śni, że zaspałam, co mnie natychmiast wybudza i tak w kółko! Ale wyrobić się w 15 minut? Szacunek! Ja 15 minut to rano w łazience spędzam co najmniej na samym ubieraniu się :)
    No i tadam! Andrzej nie wytrzymał i przyjechał! Wiedziałam, że zmięknie jako pierwszy :) W końcu nie wypada, żeby dziewczyna za facetem się uganiała, prawda?
    I w pełni rozumiem Kasię. Zima w mieście, a raczej jej końcówka jest okropna - albo wtedy, gdy nie ma śniegu,a jest taka plucha.
    I coś czuję, że Kasia dostanie mega oryginalny prezent na Walentynki. I przytakuję, są pluszaki w kształcie dzików! Moja kumpela, wielka fanka Kubiaka, dostała takiego ode mnie w prezencie :)
    Rozdział znów miły i przyjemny, aż czuje się te promienie słońca, które w ostatnim czasie do Bełchatowa nie docierają niestety :( Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, zwłaszcza, że obiecujesz tutaj co nieco na temat przeszłości Kasi.
    No i zapraszam do siebie na rozdział 9

    Buźka!
    E.Lizz
    We will be the champions

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym zaprosić serdecznie na 10 rozdział. Z najnowszego odcinka dowiesz się m.in. nieco więcej o dalszych losach chomika Wiktora, a także przeszłości Ani; dla kogo Karol Kłos upiekł czekoladowe babeczki jaką moc ma truskawkowa nalewka; co dla Kubiaka wybrała Nat i jaki sposób na dziewczynę znalazł sobie siatkarz; i jak zakończy się wyprawa Niny do niezbyt dla niej przyjaznej Warszawy.
      To i jeszcze więcej w najnowszym, pachnącym świeżością (i farbą do malowania) rozdziale na We will be the champions
      Buźka!
      E.Lizz

      Usuń
  2. Bardzo Ci dziękuję za odwiedziny u mnie, za ten bardzo miły, długi i wspaniały komentarz i tak wiele pozytywnych słów. To bardzo miłe i pomocne.:)
    Jejku super opowiadanie. Wronka dał jej swój nr? To było mega..dziwne? ALe znaczy, ze mu się spodobała i mi się to podoba. Fajnie, że do niego zadzwoniła, ze się spotkali.. i spacer był bardzo miły. O akcji z różą nie wspomnę. Urocza!:)
    Ogólnie opowiadanie jest strasznie pozytywne i mam nadzieję, że szybko się nie skończy. Wrona przyjechał, to bardzo miłe i niech znajdzie choć chwilę na ten masaż. Jak szaleć to szaleć, prawda? Oni ogólnie sa tacy.. niby naturalni a czasem mam wrażenie, ze oficjalnie robią do siebie podchody chociaż długo się nie znają. Albo to miłość albo mania prześladowcza:) Rozmowa, spacer.. w tym odcinku było to takie bardzo fajne, naturalne. Zwłaszcza ta mowa o pluszakach. Wiewiórka z sercem? Coś czuję, że Kasia ją dostanie od Andrzeja. Wronka taki romantyk.
    Szkoda mi Winiarskiego, widać, ze problemy go męczą i przykro mi z tego powodu. Może Marta coś zdziała? Kto to wie? :)
    Słuchaj, masz mnie informować( najlepiej w zakładce SPAM) bo jak nie to dostaniesz miłego kopa w cztery litery. Rozumiemy się? Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję równie uroczy co całe opowiadanie. Ciekawa jestem strasznie jak to się dalej rozwinie.
    Pozdrawiam:*
    P.S. O co chodzi z jej kontuzją?

    OdpowiedzUsuń