- Gdzie ty mnie prowadzisz? – zapytał
ze śmiechem siatkarz, posłusznie idąc za Kasią.
- Zaraz zobaczysz. – odparła krótko.
Szli teraz jakąś piaszczystą, leśną
drogą, a zabudowania już jakiś czas temu zostawili za sobą.
Zupełnie nieznana okolica jednak zupełnie nie przeszkadzała
Andrzejowi, bo całkowicie zaufał rudej i szedł za nią wiedziony
ciekawością, ale nie tylko. Gdzieś głęboko czuł, że za tą
dziewczyną mógłby pójść nawet na koniec świata i uznałby to
za świetny pomysł.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedziała
Kasia, ogarniając wzrokiem okolicę.
Stali pod ścianą lasu, na skraju
niedużej polany, która jeszcze nie zdążyła się dobrze
zazielenić. Kilka metrów dalej znajdował się zbiornik wodny. Jego
brzegi porastały zeszłoroczne trzciny, a po powierzchni pływały
nenufary. Od razu było widać, że nie jest to miejsce przeznaczone
do kąpieli. Niemniej jednak okolica sprawiała bardzo ładne
wrażenie. Było tu spokojnie i cicho. Choć tereny były atrakcyjne,
zima ledwie odpuściła i ludzie jeszcze nie byli zbyt chętni do
spacerów. Ich strata. Przejrzysta woda lśniła w promieniach
wiosennego słońca. Andrzej stał w miejscu, podążając wzrokiem
za dziewczyną, która kierowała się w stronę niedużego,
drewnianego pomostu. Kiedy dziewczyna stanęła na jego krańcu,
odwróciła się w stronę chłopaka i rozpostarłszy ramiona
powiedziała z uśmiechem:
- Witam w piękniejszej części
Bełchatowa.
Wrona odwzajemnił gest i zaraz znalazł
się obok swojej „przewodniczki”. Bez namysłu usiedli na mostku.
- Nic specjalnego, wiem. Gdybyśmy
mieli troszkę więcej czasu, zabrałabym cię na Wawrzkowiznę, ale
tutaj też lubię spędzać czas.
- W spokoju, ciszy, bez tego miejskiego
zamieszania. – pokiwał głową Andrzej – Ja wychowałem się w
Warszawie, więc jestem na to bardziej uodporniony. Ale z drugiej
strony kiedy wyjeżdżam do jakiegoś małego miasteczka czy na wieś,
mam wrażenie, że to zupełnie inny świat.
- Nie mogłabym chyba mieszkać w
Warszawie. Za głośno, za tłoczno i w ogóle wszystko „za”. Ale
wieś też by mi nie do końca odpowiadała. Potrzebuję równowagi
między jednym a drugim. Tutaj w Bełchatowie jest mi całkiem
dobrze. – uśmiechnęła się.
- A skąd jesteś?
- Z najcudowniejszego miasta na
świecie. – widząc pytający wzrok chłopaka, dodała – Z
Sieradza. Przecież to oczywiste.
- Byłem tam tylko raz, no chyba, że
przejazdem też się liczy. – przyznał się.
- Wiesz co to znaczy? – zapytała
Kasia z zawadiackim uśmiechem, a siatkarz pokiwał przecząco głową
– Trzeba to szybko nadrobić. Zabiorę cię tam kiedyś, jak
wygospodarujemy sobie w końcu trochę wolnego.
- Sezon już niedługo się kończy,
wiec na pewno znajdzie się trochę czasu. Oboje zasłużyliśmy na
urlop. I chętnie spędzę go z tobą w Sieradzu. Pod warunkiem, że
pokażesz mi go… swoimi oczami, jeśli rozumiesz o co mi chodzi.
Dziewczyna pokiwała głową. Wróciła
myślami do lat swojego dzieciństwa. Przez jej myśli przewinęła
się cała masa obrazów, widziała ludzi, miejsca, zdarzenia. Nie
potrafiła powstrzymać uśmiechu, który wypełzał na jej twarz.
Nie raz myśląc o tym, pragnęła powrócić do tamtego czasu
beztroski. Zniknął on nagle, zaczęła dorastać, zmieniały się
priorytety. Przyszedł czas na odkrywanie swoich pasji, na pierwsze
poważne decyzje, pierwsze miłości. Teraz kiedy patrzyła na to
przez pryzmat minionych lat, dochodziła do wniosku, że miała
bardzo udane życie. Sieradz był jej miejscem na ziemi, tam się
urodziła, tam rozwijała, ale też od tamtego miasta uciekła na
pewnym etapie swojego życia, gdyż wiązał się z bolesnymi
wspomnieniami.
- O czym myślisz? – głos chłopaka
wyrwał ją z zamyślenia.
Wrona siedział naprzeciwko niej, a jego
oczy od dłuższego czasu utkwione były w twarzy dziewczyny. Patrząc na jej uśmiech, sam nie mógł powstrzymać się przed odwzajemnieniem gestu.
- O życiu. Konkretniej o tych 19
latach życia, spędzonych w moim raju na ziemi.
- Więc dlaczego stamtąd wyjechałaś?
I to dość szybko.
- Uciekłam. Nie potrafiłam poradzić
sobie z problemami, a wszystko dookoła mi o nich przypominało.
Zdałam maturę i wyjechałam jak najdalej. Czyli do Łodzi. –
zaśmiała się.
Siatkarz pokiwał tylko głową, nie
chcąc być zbyt natrętnym. Sam nie lubił być ciągnięty za
język, więc postanowił poczekać na to aż ruda powie coś więcej
lub zmieni temat. Ona za to prowadziła wewnętrzną walkę, nie
wiedząc, czy dzielenie się wspomnieniami będzie dobrym pomysłem.
Czuła, że Andrzej to wspaniały facet i miała przeświadczenie, że
może powiedzieć mu wszystko. Z drugiej jednak strony nie chciała
psuć nikomu nastroju. Ostatecznie jednak zwyciężyło serce.
- Pamiętasz jak wspominałam o tym, że
miałam krótki epizod z grą w siatkówkę? – kiedy zobaczyła, że
kiwa głową, kontynuowała – Zaczęłam całkiem wcześnie, bo jak
miałam 16 lat, grałam już w drugiej lidze. Spędziłam w tym
klubie dwa i pół roku. Dorosłam tam siatkarsko, mimo że nie była
to najlepsza drużyna na świecie, pomogła mi się rozwinąć.
Podobno byłam całkiem dobra. Pamiętam jak dziś, kiedy po jednym
meczu w okręgówce podszedł do mnie jakiś gościu z PTTS-u Piła i
powiedział, że jeśli do końca sezonu będę grać tak jak teraz,
to mogę z miejsca podpisać kontrakt.
Uśmiechnęła się do siebie. W
zamyśleniu zaczęła skubać kawałki zmurszałego drewna na końcu
pomostu, starając się dobrać odpowiednie słowa. Po chwili
popłynęły jak wezbrana rzeka, a z każdym kolejnym Kasia czuła
jakby z jej serca spadał ciężar, z którym wciąż żyła.
- Ale to wszystko byłoby za piękne.
Coś się musiało spieprzyć. W moim przypadku było raz, a
porządnie. Pod koniec sezonu zmienił nam się trener. To był
człowiekiem, który… zdecydowanie zbyt ambicjonalnie podchodził
do prowadzenia nas. Nie obchodziło go to co mówimy, jak się
czujemy. Trzeba było zacisnąć zęby i grać dalej, bo tylko
wygrywanie miało znaczenie. Wydawało mi się wtedy, że to wszystko
ma sens. Kiedy ktoś mówił, że mocniejszy trening jest jedynym
sposobem na zwycięstwo. Byłam całkowicie przetrenowana, mój
organizm był totalnie wyniszczony przez wzmożone tempo. Pewnego
pięknego dnia, grałyśmy mecz, dość ważny z resztą. Wyskoczyłam
za którymś razem do ataku, odbiłam się od ziemi i chwilę później
leżałam na boisku zwijając się z bólu. Dziewczyny odwiozły mnie
do szpitala, a tam lekarz potwierdził to co wszyscy przeczuwali –
mój zdewastowany Achilles nie wytrzymał takiego obciążenia.
Przeszłam operację, dostałam gips. Ze względu na fakt, że klub
nie miał wielkich możliwości finansowych, nie mogłam liczyć na
zbyt duże wsparcie. Ale oni olali mnie całkowicie, trener nawet raz
nie zainteresował się tym jak się czuję. Musiałam radzić sobie
całkowicie sama. Gdyby nie to, że wspierały mnie Lena i Marta, to
nie mam pojęcia co by się ze mną teraz działo. Nie widywałyśmy
się zbyt często, bo jedna siedziała w Łodzi, druga w
Częstochowie, ale zawsze mogłam na nich polegać, potrafiły rzucić
wszystko, żeby mi pomóc. Ale i tak było mi cholernie ciężko. W
dodatku moi rodzice od zawsze uważali, że siatkówka nie jest dla
mnie, że sobie nie poradzę i w ogóle nie powinnam zaczynać się w
to angażować. Tata uważał, że nie jestem odpowiednio dobra, a
mama, że to całkowita strata czasu i powinnam się skupić na
jakimś 'pożytecznym zajęciu'. Kiedy doznałam tej kontuzji, niby
mnie pocieszali, ale co drugie słowo wtrącali 'Wiedzieliśmy, że
tak będzie, uprzedzaliśmy'. Nie mogli, jak wszyscy normalni rodzice
powiedzieć tych kilku denerwujących słów, tych pustych obietnic,
że będzie dobrze, oni woleli mnie jeszcze dobić. Nie mogłam tam
zostać. W Sieradzu trzymała mnie tylko szkoła, byłam ledwo
miesiąc przed maturą. Zmusiłam się, żeby ją zdać i zaraz po
egzaminach wyjechałam do Łodzi. Nie czułam nawet potrzeby, żeby
dokończyć rehabilitację. Od tamtej pory moje relacje z rodzicami
zdecydowanie się ochłodziły.
- Wiem, że może ci się to wydawać
banalne i że robię z tego dużo większą sprawę niż jest w
rzeczywistości. Ale dla mnie to był ogromny cios i do tej pory te
wspomnienia bolą. Siatkówka była, nadal jest, dla mnie wszystkim.
Stracenie możliwości gry było dla mnie jak wyrok śmierci. Dopiero
zaczynałam się w to wdrążać, wszyscy przepowiadali mi świetną
przyszłość. I... nagle wszystko się skończyło. - Kasia
wzruszyła ramionami, a jej głos zadrżał.
Przełknęła ślinę i zamrugała
kilkakrotnie oczami, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego pieczenia.
Odwróciła głowę, spoglądając na przeciwległy brzeg bagna.
Poczuła, że Andrzej dosiada się obok niej, a po chwili objęły ją
jego silne ramiona. Na początku siedziała zupełnie bez ruchu,
jednak w końcu coś w niej pękło. Również objęła siatkarza,
opierając jednocześnie głowę na jego klatce piersiowej. Pozwoliła
kilku pojedynczym łzom wypłynąć spod wpółprzymkniętych powiek.
Z jednej strony ulżyło jej, że powiedziała mu o tym wszystkim,
ale z drugiej pozwoliła wspomnieniom znów wypłynąć na
powierzchnię.
- Wcale nie uważam, że przesadzasz. -
odezwał się Andrzej po dłuższej chwili milczenia, nieśmiało
gładząc dziewczynę po włosach. - Nawet nie wyobrażam sobie jak
musiałaś się czuć. Podziwiam cię, że mimo wszystko znalazłaś
sposób, żeby wrócić.
Ona odsunęła się nieco i podniosła
głowę. Lekko jeszcze szklistymi oczami odszukała spojrzenie Wrony.
Patrzyli na siebie przez kilka długich sekund, po czym dziewczyna
nieco się pochyliła by pocałować chłopaka w policzek.
- Dziękuję. Za wszystko. Za to, że
poświęciłeś cały dzień żeby tu przyjechać, za to, że mnie
wysłuchałeś. I za całą masę innych rzeczy.
- Nie dziękuj mi, bo zupełnie nie
masz za co. W sumie to powinienem cię przeprosić, że zacząłem
temat. - odparł.
- Nawet nie próbuj. Chyba
potrzebowałam rozmowy na ten temat z tobą. Chyba cieszę się, że
wiesz o wszystkim, a oprócz Marty i Leny jesteś pierwszą osobą,
której wszystko opowiedziałam. - ruda uśmiechnęła się lekko, po
czym westchnęła i ocierając twarz ze śladów łez, dodała - Ale
już koniec mojego smęcenia. Jest cudowny dzień, my siedzimy razem
w cudownym miejscu i w ogóle świat jest tak cudowny, że nie można
myśleć o niczym złym.
Andrzej zgodził się ze słowami Kasi.
Z uśmiechem na ustach odchylił się do tyłu, nadal ją obejmując,
przez co chwilę później leżeli obok siebie na chłodnej
powierzchni pomostu. Utkwili wzrok w jasnym niebie i zajęli się
rozpoznawaniem kształtów chmur.
- Jej, Andrzej, już 18. Musimy się
zbierać, bo będziesz po nocy jeździł. - powiedziała Kasia po
trzech godzinach spędzonych w jednym z jej ulubionych miejsc.
Podniosła się do pozycji siedzącej.
- Oj tam, nic mi nie będzie. - odparł,
bawiąc się włosami dziewczyny. - Nie chcę jeszcze jechać.
- Bez dyskusji, panie Wrona. -
energicznie wstała i wyciągnęła do siatkarza dłoń. - Nie ma
opcji, że w nocy będziesz wracał do domu. Chodź.
Z niewiadomych dla siebie przyczyn,
siatkarz uległ dość szybko, co wcześniej mu się raczej nie
zdarzało. Nie miał zamiaru sprzeczać się z Kasią, a dodatkowo
ucieszył go fakt, że dziewczyna choć troszkę się o niego martwi.
Tym razem droga do centrum miasta, a
konkretniej pod halę Energię minęła im jakoś szybciej.
Zdecydowanie za szybko. W końcu nadszedł ten długo odkładany
moment pożegnania. Andrzej po raz kolejny przytulił Kasię i trwali
tak przez dobrą minutę.
- Jeszcze raz dzięki za wszystko. -
uśmiechnęła się ruda i wspiąwszy się na palce, pocałowała go
w policzek.
- Ja też dziękuję i nie mogę
doczekać się końca sezonu. Już zaczynam tęsknić. - zaśmiał
się.
W końcu Wrona wsiadł to swojego auta
i odpalił silnik, a dziewczyna przeszła na drugą stronę ulicy.
Odwróciła głowę i chwilę odprowadzała wzrokiem samochód. Kiedy
zginął za zakrętem, przyspieszyła nieco kroku i już po
kilkunastu minutach była w domu. Ledwo weszła do mieszkania,
zobaczyła ogromny bałagan. Zawartość kilku szuflad w kuchni i
szafek w salonie była całkowicie wyrzucona, przez poranne
poszukiwania kluczy i innych ważnych rzeczy. Kasia zrezygnowana
zdjęła płaszcz, odłożyła torbę i systematycznie zaczęła z
powrotem układać rzeczy. Po uprzątnięciu ich zmyła naczynia, o
których zapomniała po wczorajszej kolacji. W końcu stanęła w
drzwiach swojego pokoju. Ogarnęła wzrokiem otoczenie i zrezygnowana
usiadła na łóżku. Pomieszczenie wyglądało jak po przejściu
tornada. Ubierając się w pośpiechu, zmasakrowała nieco ułożenie
rzeczy na półkach w szafie, a niektóre w nieładzie leżały na
podłodze. Łóżko było niezaścielone, kołdra częściowo spadła
na podłogę, a na nią wysypana była zawartość małej szufladki z
etażerki. Sama szufladka również leżała obok. Kasia nie miała
najmniejszej ochoty teraz sprzątać. Jednak nie mogła zostawić
pokoju w takim stanie. Siedząc na łóżku, zaczęła z powrotem
uzupełniać szufladkę.
Mimo tego bałaganu i świadomości, że
ma przed sobą cholernie dużo pracy, na jej twarzy wciąż gościł
uśmiech. Czas spędzony z Andrzejem był naprawdę cudowny i
żałowała, że musiał się skończyć. Na samo wspomnienie jego
oczu, głosu czy śmiechu czuła dziwny skurcz w żołądku. Nie
wiedziała co się z nią dzieje.
Kasia włączyła radio i zaczęła
porządkować porozrzucane ubrania. W pewnej chwili usłyszała długi
dźwięk dzwonka. Wstała i ruszyła w stronę drzwi, zastanawiając
się kto to może być. Uchyliła je i wyjrzała na klatkę, jednak
tam nikogo nie było. Już miała wrócić do sprzątania, gdy
zauważyła coś na ziemi. Kiedy rozpoznała co to jest wybuchnęła
głośnym śmiechem. Otóż na wycieraczce siedziała wiewiórka.
Dokładnie ta sama pluszowa wiewiórka, którą widziała z Andrzejem
w sklepie. Usłyszała gdzieś w dole trzask drzwi klatki schodowej.
Wzięła wiewiórkę i wróciwszy do mieszkania, podbiegła do okna w
swoim pokoju. Zdążyła zauważyć, jak Wrona zatrzaskuje drzwiczki
swojego auta i powoli rusza spod bloku. Kasia przysiadła na
parapecie i spojrzała na maskotkę. Przypomniała sobie chwilę,
kiedy dyskutowali pod sklepem i jej twarz od razu rozświetlił
uśmiech.
__________________________
Udało mi się wyrobić w terminie, choć poprawianie tego rozdziału naprawdę mi nie szło.Gwoli wyjaśnienia - nie byłam nigdy w Bełchatowie, opis tworzony na podstawie zdjęć i map znalezionych w google. Jeśli czyta to ktoś z tego miasta i czuje się urażony jakimiś nieścisłościami - bardzo przepraszam. Dzisiejsza część wyjątkowo długa, co zawdzięczacie mojej Marcie :) Ale coś za coś - dziesiątka prawdopodobnie będzie nieco krótsza niż zazwyczaj.
Mam nadzieję jednak, że się podoba i zostawicie po sobie jakiś ślad ;) Przy okazji chciałabym zaprosić na mój drugi blog Sport okiem Rudej, do którego link znajdziecie w zakładkach na górze.
Trzymajcie się cieplutko! :)
jeju jak to fajnie, że dzisiaj taki długi rozdział :) fajna będzie z nich para :D
OdpowiedzUsuńSzkoda dziewczyny, mogło być pięknie a wyszło jak zawsze. Głupi trener, gdyby nie on to może teraz dziewczyna była by szczęśliwa wykonując to co robi? A najgorszy w tym wszystkim jest brak wsparcia rodziny. Fajnie, ze się tym z kimś podzieliła. Andrzej taki kochany słuchacz tutaj. I ją przytulił. Tak, to czasem bardzo pomaga. Ogólnie..podoba mi się to opowiadanie. Chyba najbardziej to, ze mimo odległości potrafią się spotkać.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej spacer można zaliczyć do bardzo udanego, porozmawiali, troche sie poznali. Szkoda, ze Andrzej musiał szybko wracać. Mimo wszystko łudziłam się, ze zostanie na noc. Zwyczajnie pooglądają film czy coś w tym stylu. Ciekawe jak to się potoczy dalej.
Czuję, ze gdy zacznie go oprowadzać po swoich stronach będzie bardzo miło i przyjemnie ale na to jestem gotowa poczekać. Fajna z nich parka. Takie podchody jakby ale o dziwo mnie nie nie irytuje. Wszystko takie fajne, naturalne.
czy były błędy? Wybacz, nie zwróciłam uwagi. Nie wytykam ich innym bo sama pełno ich walę.;)
WIEWIÓRKA!!! Wiedziałam, że ją od niego dostanie. Najbardziej uroczy fragment opowiadania. Kochany Andrzej.
Dobra, daj już kolejny rozdział bo chyba jednak nie jestem tak cierpliwa jak myślałam.
Pozdrawiam serdecznie:)
P.S. Piosenka Eter - magia <3